Dzien pierwszy- piatek
Samej podrozy na Skye nie bede opisywac, nie ma to sensu- kilka godzin jazdy samochodem z przerwa w Inverness na fish and chips :) Dojechalismy w okolicach godziny 18.00 i z zachwytem dojechalismy przed maly domek polozony nad sama woda.W
Uig. Kochani, ten zapach!!!! Zameldowalismy sie, zrzucilismy graty do pokoju i poszlismy na spacer. Moj maz zabral ze soba helikopter zdalnie sterowany i zdalnie utopil go w morzu...Tyle zostalo z jego wymarzonej zabawki.
Dzien drugi- sobota
Wybralismy sie na polnoc wyspy, takie koleczko...(sprobuje zaladowac mapki, ale nigdy tego nie robilam...). Zatrzymywalismy sie ilekroc bylo miejsce ku temu przeznaczone a widok zapieral dech w piersiach. Zatrzymalismy sie przy pomniku i grobie
Flory Macdonald, ktory jest nijaki ale zaraz obok bylo
muzeum ludowe. Wejsciowki niedrogie a kolekcja ciekawa (z tego muzeum pochodzi dolne zdjecie w poprzednim poscie). Ruszylismy dalej w mysl zasady zatrzymujemy sie gdzie nam sie podoba. I stalismy kilkakrotnie nad morzem, obejrzec klify i widoki na sasiednie wysepki...slicznosci!!! Bardzo chcialam zobaczyc The
Old Man of Storr gdzie znaleziono miedzy innymi skarby Wikingow ale wspinac sie raczej nie powinnam wiec ta atrakcje jak i Quiraing zostawilismy na nastepny raz kiedy to coreczka bedzie w nosidelku na plecach taty a nie w brzuchu mamusi :). I tak dojechalismy do Portree, glownego miasta i jedynego tak naprawde na wyspie. Bleeeee. Malenkie, i wszedzie indziej mialoby status wiochy, ale coz. Tu duzo turystow, mew i wogole not my cup of tea...Zakupilismy szczegolowa mape na dzien nastepny bo od razu mowie- Skye ma fatalne oznaczenia, szukasz cos i jak nie masz mapy to nie znajdziesz chyba, ze jest to komercjalna atrakcja. Zjedlismy kanapki w pizzerii (tak tak, mimo, ze lipiec i turystow w brod po lunchu knajpy sie zamykaja i otwieraja dopiero po 17.00). Jedyne co mi sie podoba to to, ze wszystko wszedzie jest po angielsku i w gaelic, nawet w supermarkecie. Wrocilismy do domku odpoczac i pod wieczor poszlismy do lokalnej
knajpy na obiad. Rozczarowana- drogo i tak sobie.
Niedziela-
Och to byl dzien!!! Zjechalismy zdecydowanie dziksza i ladniejsza czesc wyspy. Najpierw planowalismy
Glendale i
muzeum zabawek. Droga przepiekna, absolutnie cudo...Gory i pustkowia....Niestety muzeum bylo zamkniete, dziecko sie obrazilo ale na szczescie nie na dlugo. Z Glendale pojechalismy do
Dunvegan, zobaczyc zamek. I od razu mowie- odradzam!! Tzn kupcie bilecik do ogrodow zamkowych, ale nie do zamku. Male toto i nijakie a bilety zdzierstwo. Najwiekszym plusem pobytu w Dunvegan byla wyprawa lodzia w
celu podgladania fok. Mnostwo fok!!!!! I mnostwo zdjec fok :) Placi sie osobno, ale trzeba wejsc do ogrodow zamkowych by dojsc do przystani. Na zamku poszlismy do kafejki na lunch, oraz w sklepie zamkowym malzon kupil zajebiscie drogie miejscowe whisky ktore bedzie sluzylo zapiciu szczescia po narodzinach corki ;). Ja kupilam sobie recznie robiony portfelik ze skory i welny we wsciekle amarantowym kolorze (by latwo wygrzebac z torebki). Tez miejscowy wyrob.
Z Dunvegan pojechalismy zobaczyc
latarnie morska i ruiny kosciola w
Trumpan (Macleodowie wybili tam Macdonaldow- tyle historii). Pieknie pieknie pieknie!! Droga cudowna! Niestety, przytrafilo nam sie nieszczescie, uderzylismy w kamien i wybrzuszylo nam opone. Na Skye w niedziele wieczorem nic sie z tym nie zrobi. Mamy druga w bagazniku, ale to taka mala waska byle dojechac do mechanika. Dokulalismy sie do domku gdzie zjedlismy kupione po drodze w Portree fast fudy (ja chinszczyzne, chlopcy rybe). Nastepnego dnia rano po sniadaniu wyjazd,,,,
Poniedzialek- mielismy jeszcze pozwiedzac wyspe a tu przygoda z opona pokrzyzowala plany....Zanim znalezlismy mechanika ktory mial opony odpowiadajace naszemu citroenikowi prawie wyjechalismy z wyspy...zal!!! ale coz zrobic. Po drodze zwiedzilismy jeszcze jeden zamek, znany z filmow,
Eilean Donan. malowniczy ale znow odradzam wchodzenie do srodka bo naprawde nie ma nic a cena znow wygorowana.
CDN